Zamyślenia nad Ewangelią


NIEDZIELA PALMOWA CZYLI MĘKI PAŃSKIEJ - 16 marca 2008 r.

 

„Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: "Eli, Eli, lema sabachthani?", to znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Słysząc to, niektórzy ze stojących tam mówili: "On Eliasza woła". Zaraz też jeden z nich pobiegł i wziąwszy gąbkę, napełnił ją octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić. Lecz inni mówili: "Poczekaj! Zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, aby Go wybawić". A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha. A oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli oni do Miasta Świętego i ukazali się wielu. Setnik zaś i jego ludzie, którzy odbywali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: "Prawdziwie, Ten był Synem Bożym".

/Mt 26

 

  

Niedziela Palmowa, rozpoczynająca Wielki Tydzień, to pamiątka uroczystego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy – pełnego głośnej ulicznej radości. W centrum niedzielnej liturgii słowa znajduje się jednak nie radość, ale krzyż – znak męki Pana Jezusa. Dobrze jest na początku Wielkiego tygodni ten znak zauważyć, nie zagubić go wśród licznych znaków, wypełniających nasz ludzki świat. Są one bardzo różne. Jedne - krzykliwe, sugestywne, wyraziste – nie sposób ich nie dostrzec. Inne bardziej dyskretne, subtelne. Jedne i drugie mają jednak  ten sam cel. Mają nam o czymś przypominać, na coś wskazywać. Są one jak drogowskazy, podpowiadające kierunek, w którym powinniśmy zmierzać.

Tylko że jedne prowadzą nas ku wartościom i prawdziwemu szczęściu – które nie zawsze jest proste, a inne kuszą życiem łatwym i przyjemnym – ale w gruncie rzeczy banalnym i płytkim.

Jednym z wielu znaków, wśród których żyjemy, jest krzyż.

Gdybyśmy spróbowali policzyć ile razy w ciągu dnia nasz wzrok spoczywa na krzyżu, okazałoby się pewnie, że jest to znak, który dostrzegamy bardzo często. Trudno przeżyć dzień, nie widząc jakiegoś krzyża!

To jednak, że widzimy wokół siebie krzyże, nie oznacza jeszcze, że zawsze pamiętamy o treści, jaką krzyż ze sobą niesie.

            Krzyż – znak upamiętniający Mękę Jezusa – musimy widzieć w perspektywie tego, co zdarzyło się trzy dni po Jego śmierci. Bez prawdy o zmartwychwstaniu krzyż byłby jedynie symbolem cierpienia, udręki, bólu – absurdalnego, pozbawionego sensu.

Nie tak chrześcijanie – nie tak my mamy postrzegać krzyż!

Chrystus zapowiedział przed swoja śmiercią: „Kiedy będę podwyższony od ziemi, wszystkich przyciągnę do siebie”.

Chrystus, spoglądający na nas z krzyża zna wszystkich po imieniu – zna całą prawdę o nas – piękno naszej duszy, wszystkie rysy i pęknięcia na naszym sercu – nasze słabości, upadki i grzechy.

On – to bardzo ważne – nie dzieli nas na bardziej i mniej ważnych, pierwszych i ostatnich. Nie kieruje się ludzkimi podziałami. Skoro okazał się miłosierny dla łotra, umierającego obok Niego na krzyżu, wyciągnie też rękę do każdego z nas.....

Jeśli będziemy chcieli... Bo człowiek może się zamknąć na Boga, może powiedzieć Bogu: „Nie”.

Bóg wychodzi naprzeciwko każdemu, ale nikogo do niczego nie zmusza. Człowiek jest wolny. Od niego zależy, co zrobi. Może wołać: „Hosanna!”, ale tak samo może krzyczeć głośno: „Ukrzyżuj go!”. Niedzielna liturgia słowa pokazuje, że granica między tymi postawami jest w gruncie rzeczy łatwa do przekroczenia.

Myśląc o krzyżu, można się zatrzymać na jego okrucieństwie, odwrócić się od niego, wzgardzić nim, ale można też zobaczyć w nim siłę, pokrzepienie, światło wśród nocy...

W jednym ze swoich tekstów znany teolog Karl Rahner w modlitewnej formie prosił: „Krzyż Pana mego niech będzie mi wzorem, niech będzie moją siłą... Daj, abyśmy znajdowali chlubę w krzyżu Pana naszego Jezusa Chrystusa. Daj, abyśmy się stali dojrzali w prawdziwym chrześcijańskim istnieniu i życiu, aby krzyż nie był dla nas nieszczęściem i niezrozumiałym absurdem, lecz znakiem wybrania przez Ciebie, tajemnym, niezawodnym znakiem, że jesteśmy Twoimi na zawsze... Daj nam taki krzyż, o którym Twoja mądrość wie, że może on być ku naszemu zbawieniu, a nie ku zgubie”.

Żyjemy w świecie znaków. Do niektórych z nich łatwo można się przyzwyczaić, ale wtedy mogą one stracić swoją wyrazistość i znaczenie.

Tak nie może stać się z krzyżem.

Do krzyża i umierającego na nim Boga nie można się przyzwyczaić – trzeba za to próbować się przywiązać – to znaczy: bardziej pokochać.

ks. W.

 

PowrótDo góryHistoria<< PoprzedniNastępne >>